Главная страница Случайная страница КАТЕГОРИИ: АвтомобилиАстрономияБиологияГеографияДом и садДругие языкиДругоеИнформатикаИсторияКультураЛитератураЛогикаМатематикаМедицинаМеталлургияМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогикаПолитикаПравоПсихологияРелигияРиторикаСоциологияСпортСтроительствоТехнологияТуризмФизикаФилософияФинансыХимияЧерчениеЭкологияЭкономикаЭлектроника |
Table of Contents 2 страница
umieję tnoś ci. Pocieszał a się, ż e podczas wojny wszystko bę dzie wyglą dał o inaczej. Czytał a z fascynacją o kobietach, któ re w czasie ostatniej wojny zakł adał y spodnie i szł y pracować w fabrykach. Obecnie w armii, marynarce wojennej i sił ach powietrznych istniał y takż e oddział y kobiece. Margaret marzył a o tym, by wstą pić do Pomocniczej Obrony Terytorialnej, utworzonej wł aś nie z myś lą o kobietach. Jedną z niewielu praktycznych umieję tnoś ci, jakie posiadał a, był a umieję tnoś ć prowadzenia pojazdó w mechanicznych. Digby, szofer ojca, nauczył ją jeź dzić rolls-royce'em, Ian zaś - chł opak, któ ry zginą ł - pozwalał jej czasem prowadzić motocykl. Dał aby sobie radę nawet z motoró wką, gdyż ojciec trzymał w Nicei mał y jacht. W Pomocniczej Obronie Terytorialnej na pewno potrzebowano kierowcó w ambulansó w i ł ą cznikó w na motocyklach. Widział a siebie w mundurze i heł mie, mkną cą peł nym gazem z jednego pola bitwy na drugie, z bardzo waż nymi meldunkami w torbie i fotografią Iana w kieszeni wojskowej bluzy. Miał a niezachwianą pewnoś ć, iż dowiodł aby swojej odwagi, oczywiś cie pod warunkiem, ż e dano by jej szansę. Pó ź niej okazał o się, ż e wojna został a wypowiedziana wł aś nie podczas mszy. O jedenastej dwadzieś cia osiem, czyli dokł adnie w ś rodku kazania, ogł oszono nawet alarm przeciwlotniczy, ale ostrzeż enie nie dotarł o do ich wsi, a poza tym alarm i tak okazał się fał szywy. Tak wię c rodzina Oxenford wró cił a do domu nieś wiadoma faktu, ż e znajduje się w stanie wojny z Niemcami. Percy chciał wzią ć strzelbę i zapolować na kró liki. Strzelać umieli wszyscy; był a to ulubiona rodzinna rozrywka, chwilami przeradzają ca się niemal w obsesję. Jednak, ma się rozumieć, ojciec zabronił mu tego kategorycznie, gdyż w niedzielę nie moż na był o polować. Percy skrzywił się, ale posł uchał. Pomimo buntowniczej ż ył ki był jeszcze za mł ody, ż eby otwarcie przeciwstawić się ojcu. Margaret uwielbiał a figle brata. Stanowił y jedyny promyk sł oń ca w pochmurnej rzeczywistoś ci jej ż ycia. Czę sto ż ał ował a, ż e nie potrafi przedrzeź niać ojca i wyś miewać go za jego plecami tak jak Percy, ale zbytnio się wszystkim przejmował a, by umieć z tego ż artować. W domu ze zdumieniem ujrzeli bosonogą pokojó wkę podlewają cą kwiatki w holu. Ojciec nawet jej nie poznał. - Kim jesteś? - zapytał nagle. - Nazywa się Jenkins - wyjaś nił a mu matka swoim ł agodnym gł osem z amerykań skim akcentem. - Zaczę ł a u nas pracować w tym tygodniu. Dziewczyna dygnę ł a nisko. - A co się stał o z jej butami, do stu diabł ó w? - pytał dalej ojciec. Przez twarz pokojó wki przemkną ł wyraz podejrzliwoś ci. - To mł ody lord Isley, wasza lordowska moś ć - wyjaś nił a, rzucają c oskarż ycielskie spojrzenie na Percy'ego. Jego oficjalny tytuł brzmiał lord Isley. - Powiedział mi, ż e w niedzielę wszystkie pokojó wki muszą chodzić na bosaka, ż eby okazać szacunek waszym lordowskim moś ciom. Matka westchnę ł a gł oś no, ojciec chrzą kną ł gniewnie, a Margaret nie mogł a powstrzymać kolejnej fali chichotó w. To był ulubiony dowcip Percy'ego: informowanie nowo przyję tej sł uż by o rzekomych obyczajach panują cych w domu. Ponieważ potrafił opowiadać z kamienną twarzą nawet najbardziej niestworzone historie, a rodzina miał a opinię doś ć ekscentrycznej, zwykle wierzono mu bez zastrzeż eń. Margaret czę sto bawił y jego ż arty, lecz tym razem zrobił o jej się ż al biednej, wystrychnię tej na dudka pokojó wki, stoją cej na bosaka w holu. - Idź do siebie i zał ó ż pantofle - polecił a jej matka. - I nigdy nie wierz lordowi Isley - dodał a Margaret. Kiedy zdją wszy nakrycia gł owy weszli do salonu, Margaret pocią gnę ł a brata za wł osy i syknę ł a: - To był o paskudne, Percy. Percy tylko się uś miechną ł. Kiedyś powiedział pastorowi, ż e ojciec zmarł w nocy na atak serca. Prawda wyszł a na jaw dopiero wtedy, kiedy cał a wieś zjawił a się na naboż eń stwo ż ał obne. Ojciec wł ą czył radio i wł aś nie wtedy dowiedzieli się, ż e Wielka Brytania wypowiedział a wojnę Niemcom. Margaret poczuł a w piersi niezmierne zadowolenie podobne trochę do tego, jakie towarzyszył o jej wtedy, gdy jechał a zbyt szybko samochodem lub wspinał a się na wysokie drzewo. A wię c koniec z drę czą cymi ją bez koń ca rozważ aniami; nadchodził czas tragedii i ż ał oby, bó lu i rozpaczy, lecz koś ci został y rzucone i już nic nie moż na był o na to poradzić. Pozostawał o tylko jedno: walczyć. Na tę myś l jej serce zaczę ł o uderzać w ż ywszym tempie. Wszystko się zmieni. Towarzyskie konwenanse zostaną zapomniane, kobiety wł ą czą się do walki, runą bariery klasowe, cał y naró d poł ą czy wysił ki, by bronić ojczyzny. Margaret niemal czuł a w powietrzu zapach zbliż ają cej się wolnoś ci. Wreszcie bę dzie mogł a otwarcie wystą pić przeciwko faszystom, przeciw tym samym ludziom, któ rzy zabili biednego Iana i tysią ce innych wspaniał ych, mł odych mę ż czyzn. Nie był a mś ciwa, ale kiedy myś lał a o walce z nazistami, czuł a, jak ogarnia ją ż ą dza zemsty. Był o to zupeł nie nowe, niepokoją ce i zarazem nadzwyczaj podniecają ce uczucie. Ojciec zareagował na tę wiadomoś ć wybuchem wś ciekł oś ci. Był doś ć korpulentny i miał czerwoną cerę, wię c kiedy się zdenerwował, wyglą dał tak, jakby miał za chwilę eksplodować. - Przeklę ty Chamberlain! - rykną ł. - Niech szlag trafi tego cholernego typa! - Algernonie, proszę... - odezwał a się mama z przyganą w gł osie. Ojciec należ ał do zał oż ycieli Brytyjskiego Zwią zku Faszystó w. W tamtych czasach był zupeł nie innym czł owiekiem: nie tylko mł odszym, ale takż e szczuplejszym, bardziej przystojnym i nie tak ł atwo wpadają cym w gniew. Zniewalał ludzi swoim wdzię kiem i zyskiwał ich lojalnoś ć. Napisał kontrowersyjną ksią ż kę pod tytuł em „Mieszań cy, czyli o niebezpieczeń stwie skaż enia ras”. Opisywał w niej trwają cy po dziś dzień upadek cywilizacji, któ ry zaczą ł się wtedy, kiedy biali ludzie poczę li pł odzić potomstwo z Ż ydami, Azjatami, mieszkań cami Orientu, a nawet Murzynami. Korespondował z Adolfem Hitlerem, któ rego uważ ał za najwię kszego mę ż a stanu od czasó w Napoleona. W domu co weekend odbywał y się wystawne przyję cia, w któ rych uczestniczyli politycy, zagraniczni dyplomaci, a jeden jedyny, niezapomniany raz nawet sam kró l. Dyskusje cią gnę ł y się do pó ź nej nocy, z piwnicy coraz to przynoszono nowe butelki brandy, lokaje zaś ziewali i nudzili się w holu. Przez cał y okres Wielkiego Kryzysu ojciec czekał na to, by kraj wezwał go na pomoc w godzinie pró by i postawił na czele rzą du odrodzenia narodowego. Jednak takie wezwanie nigdy nie nadeszł o. Przyję cia stawał y się rzadsze i coraz mniej liczne, czoł owe osobistoś ci, któ re jeszcze niedawno na nich bywał y, dystansował y się publicznie od Zwią zku Faszystó w, ojciec zaś przeistaczał się w zgorzkniał ego, rozczarowanego czł owieka. Jego osobisty urok znikną ł wraz z pewnoś cią siebie, znakomita prezencja uległ a niszczycielskiemu wpł ywowi zaniedbania, nudy i alkoholu. A inteligentny nigdy tak naprawdę nie był; Margaret przeczytał a kiedyś ksią ż kę ojca i stwierdził a ze zdumieniem, iż nie tylko opiera się na bł ę dnych zał oż eniach, ale jest wrę cz gł upia. W ostatnich latach poglą dy ojca skoncentrował y się wł aś ciwie na jednym obsesyjnym pomyś le: Wielka Brytania i Niemcy powinny wspó lnie wystą pić przeciwko Zwią zkowi Sowieckiemu. Propagował tę ideę w artykuł ach i listach do gazet, a takż e przy zdarzają cych się coraz rzadziej okazjach, kiedy był zapraszany do wzię cia udział u w politycznych spotkaniach i dyskusjach. Trzymał się jej kurczowo, mimo ż e rozwó j wydarzeń w Europie czynił ją coraz mniej realną. Wraz z począ tkiem wojny mię dzy Anglią i Niemcami jego nadzieje został y ostatecznie przekreś lone, ale Margaret, wś ró d kł ę bią cych się w jej sercu uczuć, nie mogł a doszukać się ż alu i wspó ł czucia dla ojca. - Wielka Brytania i Niemcy zniszczą się nawzajem, pozostawiają c Europę ateistycznemu komunizmowi! Wzmianka o ateizmie przypomniał a Margaret, ż e rodzina zmusza ją do chodzenia do koś cioł a. - Mnie to nie przeszkadza - oś wiadczył a. - Ja też jestem ateistką. - To niemoż liwe, kochanie - odparł a matka. - Przecież należ ysz do Koś cioł a anglikań skiego. Margaret parsknę ł a ś miechem. - Jak moż esz się ś miać? - zapytał a z oburzeniem Elizabeth, sama bliska ł ez. - Przecież to tragedia! Elizabeth był a wielką zwolenniczką nazistó w. Znał a niemiecki - obie znał y ten ję zyk, dzię ki niemieckiej guwernantce, któ ra przebywał a w ich domu nieco dł uż ej od pozostał ych - odwiedził a kilkakrotnie Berlin, a dwa razy nawet jadł a obiad z Fü hrerem. Margaret podejrzewał a, ż e naziś ci to snoby lubią ce wygrzewać się w blasku aprobaty przedstawicieli angielskiej arystokracji. - Najwyż sza pora, ż ebyś my wreszcie przeciwstawili się tym bandytom! - oznajmił a stanowczo. - To nie bandyci, tylko dumni, silni, czystej krwi aryjczycy - odparł a wynioś le Elizabeth. - Należ y jedynie rozpaczać, ż e nasz kraj znalazł się z nimi w stanie wojny. Ojciec ma rację: biali ludzie wyrż ną się nawzajem, a na ś wiecie zostaną sami mieszań cy i Ż ydzi. Margaret nie mogł a spokojnie sł uchać tych bredni. - Nie widzę w Ż ydach nic zł ego! - Oczywiś cie, ż e nie - zgodził się ojciec, po czym dodał, unoszą c w gó rę palec: - Pod warunkiem, ż e siedzą na swoim miejscu. - Któ re w waszym... w waszym faszystowskim systemie jest pod podkutym obcasem! - Niewiele brakował o, a powiedział aby „w waszym ohydnym systemie”, ale w ostatniej chwili przestraszył a się i ugryzł a w ję zyk. Lepiej nie denerwować ojca ponad miarę. - Natomiast w waszym bolszewickim systemie Ż ydzi rzą dzą wszystkimi! - zripostował a Elizabeth. - Nie jestem zwolenniczką bolszewikó w, tylko socjalistką. - To niemoż liwe, kochanie - wtrą cił się Percy, naś ladują c akcent matki. - Przecież należ ysz do Koś cioł a anglikań skiego. Mimo zdenerwowania Margaret ponownie parsknę ł a ś miechem, co znowu rozgniewał o jej siostrę. - Po prostu chcesz zniszczyć wszystko co pię kne i czyste, ż eby potem mó c ś miać się na gruzach! Ten zarzut wł aś ciwie nie był wart odpowiedzi, ale Margaret zależ ał o na tym, by wył oż yć do koń ca swoje racje. - W każ dym razie, zgadzam się z tobą co do Neville'a Chamberlaina - powiedział a, zwracają c się do ojca. - Pozwalają c faszystom na zaję cie Hiszpanii znacznie pogorszył naszą sytuację strategiczną. Teraz mamy nieprzyjaciela nie tylko na Zachodzie, ale i na Wschodzie. - To nieprawda, ż e Chamberlain pozwolił faszystom na zaję cie Hiszpanii - odparł ojciec. - Wielka Brytania zawarł a wcześ niej z Niemcami, Wł ochami i Francją pakt o nieinterwencji. Po prostu dotrzymaliś my sł owa. Był a to hipokryzja, o czym on doskonale wiedział. Margaret aż zarumienił a się z oburzenia. - Dotrzymaliś my sł owa, podczas gdy Wł osi i Niemcy zł amali swoje! Dzię ki temu faszyś ci mieli broń, a demokraci tylko bohateró w! Zapadł o niezrę czne milczenie. Wreszcie przerwał a je matka. - Naprawdę ogromnie mi przykro z powodu ś mierci Iana, kochanie, ale ten chł opiec wywierał na ciebie bardzo zł y wpł yw. Nagle Margaret zapragnę ł a wybuchną ć pł aczem. Ian Rochdale był czymś najlepszym, co przydarzył o się jej w ż yciu, i rana spowodowana jego ś miercią wcią ż jeszcze nie chciał a się zagoić. Przez wiele lat uczę szczał a na bale w towarzystwie pustogł owych chł opcó w ze ś mietanki towarzyskiej, potrafią cych myś leć wył ą cznie o piciu i polowaniu, coraz bardziej zrozpaczona, ponieważ nie zdarzył o się jej jeszcze spotkać ró wieś nika, któ ry wzbudził by jej zainteresowanie. Ian pojawił się w jej ż yciu jak ś wiatł o rozsą dku; odką d go zabrakł o, ż ył a w cią gł ym mroku. Był wtedy na ostatnim roku studió w w Oksfordzie. Margaret z radoś cią wstą pił aby na uniwersytet, ale nie miał a na to ż adnych szans, ponieważ nigdy nie chodził a do ż adnej szkoł y. Mimo to wiele czytał a - gł ó wnie dlatego, ż e nie miał a nic innego do roboty - i ogromnie się ucieszył a, kiedy spotkał a kogoś podobnego do niej, kto lubił rozmawiać o ideach. Był jedynym mę ż czyzną, jakiego znał a, któ ry wyjaś niają c coś nie traktował jej z wyniosł ą pobł aż liwoś cią. Miał chł odny, analityczny umysł, w dyskusji cechował a go nieskoń czona cierpliwoś ć i był cał kowicie pozbawiony intelektualnej pró ż noś ci - nigdy nie udawał, ż e coś rozumie, jeś li sprawy miał y się dokł adnie na odwró t. Zachwycił a się nim od samego począ tku. Przez dł ugi czas nie myś lał a o swoim uczuciu jako o mił oś ci. Jednak pewnego dnia Ian wyznał, szukają c dł ugo odpowiednich sł ó w i ją kają c się w niezwykł y dla siebie sposó b: - Zdaje się... Zdaje mi się, ż e... ż e zakochał em się w tobie. Czy to wszystko zepsuje? Dopiero wtedy uś wiadomił a sobie z radoś cią, ż e ona też go kocha. Odmienił jej ż ycie, zupeł nie jakby przeniosł a się do obcego kraju, gdzie wszystko był o inne: krajobraz, pogoda, ludzie, jedzenie. Wszystko to bardzo się jej podobał o. Ograniczenia i niedogodnoś ci zwią zane z koniecznoś cią mieszkania z rodzicami zaczę ł y wydawać się bł ahe i mał o istotne. Rozjaś niał jej ż ycie nawet po tym, jak wstą pił do Brygady Mię dzynarodowej i pojechał do Hiszpanii, by walczyć po stronie legalnego rzą du przeciwko faszystowskim rebeliantom. Był a z niego dumna, ponieważ miał odwagę bronić swych przekonań i był gotó w zaryzykować ż ycie w obronie sprawy, w któ rą wierzył. Od czasu do czasu dostawał a od niego listy. Raz przysł ał jej wiersz. Potem nadeszł a wiadomoś ć, ż e zginą ł rozerwany na strzę py przez pocisk artyleryjski, i Margaret był a przekonana, iż jej ż ycie ró wnież dobiegł o kresu. - Wywierał na mnie zł y wpł yw... - powtó rzył a z goryczą. - Oczywiś cie. Dlatego ż e nauczył mnie, by nie wierzyć ś lepo w dogmaty, demaskować kł amstwa, nienawidzić ignorancji i brzydzić się hipokryzją. W rezultacie nie nadaję się do ż ycia w cywilizowanym społ eczeń stwie. Ojciec, matka i Elizabeth zaczę li mó wić niemal jednocześ nie, po czym umilkli, ponieważ nie sposó b był o zrozumieć ż adnego z nich. W ciszy, któ ra zapadł a, ostro i wyraź nie zabrzmiał y sł owa Percy'ego: - Wracają c do Ż ydó w... W jednej z tych starych walizek ze Stamford, któ re leż ą w piwnicy, znalazł em doś ć dziwną fotografię. - W Stamford, w stanie Connecticut, mieszkał a rodzina matki. Percy wyją ł z kieszeni na piersi wymię te, zblakł e zdję cie. - Zdaje się, ż e miał em praprababkę, któ ra nazywał a się Ruth Glencarry, prawda? - Owszem - potwierdził a matka. - To mama mojej mamy. Dlaczego pytasz, kochanie? Co tam znalazł eś? Percy podał fotografię ojcu. Wszyscy zgromadzili się wokó ł niego, aby na nią spojrzeć. Przedstawiał a uliczną scenkę z jakiegoś amerykań skiego miasta, prawdopodobnie Nowego Jorku, sprzed mniej wię cej siedemdziesię ciu lat. Na pierwszym planie znajdował się okoł o trzydziestoletni Ż yd z czarną brodą, ubrany w prosty roboczy stró j i w kapeluszu na gł owie. Stał obok wó zka z zainstalowanym koł em szlifierskim, na wó zku zaś wisiał a tabliczka z wyraź nym napisem: Reuben Fishbein - Szlifierz”. Obok mę ż czyzny stał a dziesię cioletnia dziewczynka w lichej baweł nianej sukience i cię ż kich buciorach. - Co to ma być, Percy? - zapytał ojciec. - Kim są ci odraż ają cy ludzie? - Spó jrz na odwrotną stronę. Ojciec odwró cił zdję cie. Z tył u fotografii znajdował się podpis: „Ruthie Glencarry, z domu Fishbein, lat 10”. Margaret spojrzał a na ojca. Był wstrzą ś nię ty. - To ciekawe, ż e dziadek mamy oż enił się z có rką ż ydowskiego szlifierza, ale podobno w Ameryce czę sto zdarzają się takie rzeczy - zauważ ył Percy. - Niemoż liwe! - wykrztusił ojciec drż ą cym gł osem, ale Margaret domyś lał a się, ż e w gł ę bi duszy uważ ał, iż jest to jak najbardziej prawdopodobne. - Tak czy inaczej - cią gną ł Percy pogodnym tonem - ż ydowskie pochodzenie dziedziczy się w linii ż eń skiej, wię c skoro babka mojej matki był a Ż ydó wką, to ja też jestem Ż ydem. Ojciec zbladł jak ś ciana, matka natomiast zmarszczył a lekko brwi. - Mam nadzieję, ż e Niemcy nie wygrają wojny - dodał Percy. - Nie pozwoliliby mi chodzić do kina, a mama musiał aby naszyć ż ó ł te gwiazdy na wieczorowe suknie. To wszystko wyglą dał o zbyt pię knie, ż eby mogł o być prawdziwe. Margaret przyjrzał a się dokł adnie sł owom napisanym na odwrocie zdję cia... i wreszcie zrozumiał a, o co chodzi. - To twó j charakter pisma, Percy! - wykrzyknę ł a. - Ską dż e znowu! - zaprzeczył brat. Teraz jednak wszyscy przekonali się, ż e miał a rację. Margaret wybuchnę ł a radosnym ś miechem; Percy znalazł gdzieś zdję cie przedstawiają ce jaką ś ż ydowską dziewczynkę i sfał szował podpis, by nabrać ojca. Nic dziwnego, ż e ojciec dał się oszukać. Chyba najwię kszym koszmarem, jaki drę czy każ dego faszystę, jest to, iż mogł oby się okazać, ż e on sam pod wzglę dem rasowym nie jest czystego pochodzenia. Dobrze mu tak. - Ha! - prychną ł pogardliwie ojciec i rzucił fotografię na stó ł. - No wiesz, Percy! - powiedział a matka oburzonym tonem. Na pewno by się na tym nie skoń czył o, gdyby nie to, ż e wł aś nie w tej chwili otworzył y się drzwi i Bates, choleryczny gł ó wny lokaj, oznajmił: - Podano drugie ś niadanie, wasze lordowskie moś cie! Przeszli na drugą stronę holu, do mał ej jadalni. Jak zwykle w niedziele drugie ś niadanie skł adał o się z zanadto wysmaż onego befsztyka. Matka dostał a sał atkę; nie jadał a gotowanych i smaż onych potraw, wierzą c, ż e wysoka temperatura pozbawia je wszelkich wartoś ci odż ywczych. Ojciec odmó wił modlitwę i usiedli do stoł u. Bates podał matce wę dzonego ł ososia. Wedł ug jej teorii potrawy wę dzone, marynowane lub konserwowane w jakiś inny sposó b nadawał y się do spoż ycia. - Sprawa jest jasna - oś wiadczył a matka, nał oż ywszy sobie na talerz porcję ł ososia. Powiedział a to takim tonem, jakby był a nieco zaż enowana, ż e zawraca innym gł owę tak oczywistymi kwestiami. - Musimy przenieś ć się do Ameryki i tam zaczekać, aż ta gł upia wojna dobiegnie koń ca. Zamilkli zdumieni. Pierwsza odezwał a się Margaret. - Nie! - wykrzyknę ł a z oburzeniem. - Wydaje mi się, ż e mieliś my już doś ć kł ó tni jak na jeden dzień - odparł a matka. - Pozwó l, ż ebyś my przynajmniej spoż yli posił ek w spokoju i harmonii. - Nie! - powtó rzył a Margaret. Był a tak wstrzą ś nię ta, ż e z trudem znajdował a odpowiednie sł owa. - Nie moż ecie... nie wolno wam tego zrobić! To jest... To jest... - Chciał a zarzucić im zdradę i tchó rzostwo, dać gł oś no wyraz swemu oburzeniu, ale sł owa nie mogł y przecisną ć się jej przez gardł o. - To nieprzyzwoite! Nawet tego był o zbyt wiele. - Jeż eli nie potrafisz utrzymać ję zyka za zę bami, bę dzie chyba lepiej, jeś li nas opuś cisz - powiedział ojciec. Margaret przycisnę ł a serwetkę do ust, by stł umić rozpaczliwy szloch, po czym odepchnę ł a krzesł o, wstał a i wybiegł a z pokoju. Planowali to od wielu miesię cy, rzecz jasna. Percy przyszedł pó ź niej do pokoju Margaret i zaznajomił ją ze wszystkimi szczegó ł ami. Dom miał zostać zamknię ty, meble okryte pokrowcami, sł uż ba zwolniona. Mają tek pozostanie w rę kach zarzą dcy, któ ry zajmie się takż e zbieraniem opł at dzierż awnych. Pienią dze bę dą gromadzone w banku. W zwią zku z obowią zują cymi podczas wojny przepisami finansowymi nie bę dzie moż na przesł ać ich do Ameryki. Konie zostaną sprzedane, dywany zwinię te i obsypane proszkiem przeciwko molom, srebra zamknię te na cztery spusty. Elizabeth, Margaret i Percy mogli zabrać po jednej walizce. Pozostał a czę ś ć dobytku ma być przewieziona przez firmę zajmują cą się przeprowadzkami. Ojciec zarezerwował dla nich miejsca na pokł adzie Clippera linii Pan American, odlatują cego w ś rodę z Southampton. Percy'ego ogarnę ł o niesamowite podniecenie. Leciał już samolotem dwa lub trzy razy, ale Clipper to był o coś zupeł nie innego. Maszyna był a ogromna i nieprawdopodobnie luksusowa; kilka tygodni temu, kiedy rozpoczę ł a regularne loty, gazety opisywał y ją z najdrobniejszymi szczegó ł ami. Podró ż do Nowego Jorku trwał a dwadzieś cia dziewię ć godzin, w nocy zaś, nad oceanem, pasaż erowie kł adli się do ł ó ż ek. Margaret doszł a do wniosku, ż e jest w tym coś typowego: nawet ich ucieczka odbę dzie się w luksusowych warunkach, mimo ż e pozostają cych w kraju rodakó w bę dą czekał y niewygody i niebezpieczeń stwa wojny. Percy wyszedł, by spakować swoją walizkę, Margaret zaś poł oż ył a się na ł ó ż ku i wpatrzył a w sufit - gorzko rozczarowana i kipią ca wś ciekł oś cią pł akał a bezsilnie, wiedzą c, ż e nie jest w stanie uczynić nic, ż eby pokierować swoim losem. Nie wychodził a z pokoju aż do wieczora. W poniedział ek rano, kiedy jeszcze leż ał a w ł ó ż ku, przyszł a do niej matka. Margaret usiadł a w poś cieli i obrzucił a ją nieprzyjaznym spojrzeniem, matka natomiast zaję ł a miejsce na stoł eczku przed toaletką i spojrzał a na odbicie có rki w lustrze. - Proszę cię, nie sprzeciwiaj się ojcu w tej sprawie - powiedział a. Margaret uś wiadomił a sobie, ż e matka jest bardzo zdenerwowana. W innych okolicznoś ciach z pewnoś cią odniosł aby się do niej nieco ł agodniej, lecz tym razem zbyt mocno zaangaż ował a się w sprawę, by choć zmienić ton gł osu. - To tchó rzostwo! - wybuchnę ł a. Matka zbladł a. - Nie uważ am, ż ebyś my postę powali jak tchó rze. - Uciekacie z kraju w chwili, kiedy wybucha wojna! - Nie mamy wyboru. Musimy wyjechać. - Dlaczego? - zapytał a ze zdumieniem Margaret. Matka odwró cił a się od lustra i spojrzał a bezpoś rednio na nią.
|