Главная страница Случайная страница КАТЕГОРИИ: АвтомобилиАстрономияБиологияГеографияДом и садДругие языкиДругоеИнформатикаИсторияКультураЛитератураЛогикаМатематикаМедицинаМеталлургияМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогикаПолитикаПравоПсихологияРелигияРиторикаСоциологияСпортСтроительствоТехнологияТуризмФизикаФилософияФинансыХимияЧерчениеЭкологияЭкономикаЭлектроника |
Table of Contents 14 страница
- Wcale nie zrezygnował eś, Carl - wtrą cił się baron Gabon. - Nie czyń sobie wyrzutó w. Zrobił eś wszystko, co mogł eś. Hartmann skiną ł gł ową. Margaret domyś lał a się, iż wiedział, ż e Gabon ma rację, ale w gł ę bi duszy ż ywił nie dają ce mu spokoju przekonanie, ż e zawió dł swoją ojczyznę. Chciał a go jakoś pocieszyć, lecz nie wiedział a jak. Z kł opotu wybawił ją pracownik Pan American, któ ry oznajmił: - Proszę pań stwa, w są siednim wagonie podano lunch. Proszę zają ć miejsca. - Czuję się zaszczycona, ż e mogł am pana poznać - powiedział a Margaret, wstają c z fotela. - Mam nadzieję, ż e bę dziemy jeszcze mieli okazję porozmawiać. - Jestem tego pewien - odparł Hartmann i po raz pierwszy uś miechną ł się. - Przebę dziemy razem ponad pię ć tysię cy kilometró w. Przeszł a do wagonu restauracyjnego, gdzie doł ą czył a do rodziny. Matka i ojciec siedzieli po jednej stronie stoł u, tró jka dzieci zaś tł oczył a się po drugiej, Percy wciś nię ty mię dzy Margaret i Elizabeth. Margaret zerknę ł a ukradkiem na siostrę; kiedy zdetonuje swoją bombę? Kelner nalał do szklanek wodę, a ojciec zamó wił butelkę reń skiego wina. Elizabeth siedział a w milczeniu, spoglą dają c w okno. Margaret niemal bał a się oddychać. Matka chyba wyczuł a napię cie, gdyż zapytał a: - Co się z wami dzieje, dziewczę ta? - Mam wam coś do powiedzenia - oznajmił a Elizabeth. Kelner przynió sł przetartą zupę grzybową. Elizabeth umilkł a, czekają c, aż ich obsł uż y. Matka zaż yczył a sobie sał aty. - O co chodzi, kochanie? - zapytał a, kiedy kelner odszedł. Margaret zamarł a w oczekiwaniu. - Postanowił am nie lecieć z wami do Ameryki - oś wiadczył a Elizabeth. - Co ty wygadujesz, do stu diabł ó w? - zirytował się ojciec. - Oczywiś cie, ż e lecisz! Wkró tce wsią dziesz do samolotu. - Wł aś nie, ż e nie lecę - odparł a spokojnie Elizabeth. Margaret przyjrzał a się uważ nie siostrze; mó wił a opanowanym gł osem, ale jej pocią gł a, niezbyt ł adna twarz był a blada z przeję cia. Margaret cał ym sercem ż yczył a jej powodzenia. - Nie bą dź niemą dra, Elizabeth - odezwał a się matka. - Ojciec kupił ci bilet. - Moż e zdą ż y jeszcze zwró cić go w kasie - zauważ ył Percy. - Zamilcz, nieznoś ny chł opcze! - uciszył go ojciec. - Jeż eli spró bujecie mnie zmusić, odmó wię wejś cia na pokł ad samolotu - cią gnę ł a Elizabeth. - Wą tpię, czy zał oga zgodzi się, ż ebyś cie wnieś li mnie wrzeszczą cą i kopią cą. Margaret dopiero teraz uś wiadomił a sobie, jak znakomicie wszystko zaplanował a jej siostra. Zaatakował a ojca w najbardziej dla niego niedogodnym momencie. Nie mó gł zacią gną ć jej na pokł ad sił ą, a jednocześ nie nie mó gł zostać w kraju i odł oż yć rozwią zania problemu na pó ź niej, gdyż wł adze zaaresztował yby go jako faszystę. Mimo to nie uznał się za pokonanego. Kiedy zrozumiał, ż e có rka mó wi zupeł nie serio, odł oż ył ł yż kę. - Jak ci się wydaje, co bę dziesz robił a, jeś li tu zostaniesz? - zapytał zjadliwym tonem. - Wstą pisz do wojska, tak jak to chciał a uczynić twoja niedorozwinię ta siostra? Margaret poczerwieniał a z gniewu, ale ugryzł a się w ję zyk i nic nie powiedział a, czekają c na sł owa, któ re wytrą cą ojcu z rą k wszelkie argumenty. - Pojadę do Niemiec - oś wiadczył a Elizabeth. Ojciec był tak zdumiony, ż e aż stracił na chwilę gł os. - Kochanie, czy nie wydaje ci się, ż e posunę ł aś się trochę za daleko? - zapytał a matka. - Oto, co się dzieje, kiedy dziewczę tom pozwala się dyskutować o polityce! - powiedział Percy z nadę tą powagą, doskonale naś ladują c gł os ojca. - Wszystko przez tę Marię Stopes, któ ra... - Cicho bą dź! - syknę ł a Margaret i dał a mu só jkę w bok. Zapadł a cisza. Kelner zabrał nietknię tą zupę. Zrobił a to - pomyś lał a Margaret. - Miał a doś ć odwagi, ż eby mu to powiedzieć. Czy jednak jej się uda? Widział a, ż e ojciec jest zbity z tropu. Ł atwo był o mu potę piać Margaret za to, ż e chciał a zostać w kraju i walczyć z faszystami, znacznie trudniej natomiast potę pić Elizabeth, któ ra opowiadał a się po tej samej stronie co on. Jednak takie drobne moralne wą tpliwoś ci nigdy nie zaprzą tał y na dł uż ej jego uwagi. - Kategorycznie ci tego zabraniam! - oś wiadczył, kiedy kelner oddalił się od stolika. Ton, jakim to powiedział, ś wiadczył, ż e uważ a dyskusję za zakoń czoną. Margaret spojrzał a na siostrę. Jak zareaguje? Nawet nie uznał za stosowne przedstawić jej swoich racji. - Obawiam się, ż e nie moż esz mi niczego zabronić, drogi ojcze - odparł a zadziwiają co ł agodnie Elizabeth. - Mam już dwadzieś cia jeden lat i wolno mi robić wszystko, na co tylko przyjdzie mi ochota. - Na pewno nie wtedy, kiedy jesteś ode mnie zależ na finansowo - zripostował. - W takim razie bę dę musiał a obejś ć się bez twojej pomocy. Dysponuję wł asnymi, skromnymi ś rodkami. Ojciec wypił ł yk wina, po czym powiedział: - Nie pozwalam ci na to, i już. Zabrzmiał o to bardzo mał o przekonują co. Margaret zaczę ł a wierzyć, ż e Elizabeth uda się postawić na swoim. Nie bardzo wiedział a, czy cieszyć się z powodu zwycię stwa siostry nad despotycznym ojcem, czy rozpaczać, dlatego ż e Elizabeth postanowił a przył ą czyć się do nazistó w. Podano solę z Dover, ale jadł tylko Percy. Elizabeth był a blada z przeję cia, lecz usta miał a zaciś nię te w wą ską kreskę ś wiadczą cą o cał kowitej determinacji. Margaret podziwiał a jej odwagę, choć potę piał a przekonania. - Skoro nie lecisz do Ameryki, to po co w ogó le wsiadł aś do pocią gu? - zapytał Percy. - Mam wykupiony bilet na statek odpł ywają cy z Southampton. - Nie uda ci się dotrzeć statkiem do Niemiec z tego kraju! - oś wiadczył triumfalnie ojciec. Margaret przeraził a się. Ojciec miał rację. Czy Elizabeth popeł nił a bł ą d? Czyż by jej plan miał się nie powieś ć z powodu tego drobnego potknię cia? - Pł ynę do Lizbony - odparł a spokojnie Elizabeth. - Przesł ał am już pienią dze do tamtejszego banku i zarezerwował am miejsce w hotelu. - Podstę pne dziecko! - sykną ł ojciec tak gł oś no, ż e siedzą cy przy są siednim stoliku mę ż czyzna spojrzał w ich stronę. - Stamtą d na pewno uda mi się jakoś przedostać do Niemiec - dokoń czył a Elizabeth, nie zwracają c uwagi na jego wybuch. - A potem?. - Zapytał a matka. - Dobrze wiesz, mamo, ż e mam przyjació ł w Berlinie. - Tak, kochanie - przyznał a matka z cię ż kim westchnieniem. Sprawiał a wraż enie bardzo przygnę bionej; Margaret zrozumiał a, ż e matka wł aś ciwie już pogodził a się z decyzją có rki. - Ja takż e mam przyjació ł w Berlinie - oś wiadczył gł oś no ojciec. Tym razem już kilka osó b skierował o na nich zaintrygowane spojrzenie. - Ciszej, mó j drogi - poprosił a matka. - Wszyscy doskonale cię sł yszymy. - Moi przyjaciele odeś lą cię z powrotem, jak tylko tam się pojawisz - dodał ojciec nieco spokojniej. Margaret mimowolnie aż uniosł a rę kę do ust. Ojciec rzeczywiś cie mó gł skł onić niemieckie wł adze, by deportował y Elizabeth. W kraju rzą dzonym przez faszystó w wszystko był o moż liwe. Czyż by ucieczka Elizabeth miał a skoń czyć się przy biurku jakiegoś urzę dnika, któ ry pokrę ci gł ową nad jej paszportem i odmó wi zgody na wjazd? - Nie zrobią tego - odparł a Elizabeth. - Zobaczymy - powiedział ojciec, ale Margaret wyczuł a, ż e nie jest zbyt pewien siebie. - Powitają mnie z otwartymi ramionami. - Nuta zmę czenia w gł osie Elizabeth sprawił a, ż e to, co mó wił a, wydawał o się bardziej przekonują ce. - Ogł oszą w prasie, ż e uciekł am z Anglii i przył ą czył am się do nich, tak samo jak angielskie pisma brukowe rozdmuchują sprawę każ dego znanego Ż yda, któ remu uda się wydostać z Niemiec. - Mam tylko nadzieję, ż e nie dowiedzą się o babci Fishbein - zauważ ył Percy z niewinną miną. Elizabeth był a przygotowana na każ dy atak ze strony ojca, ale okrutny ż art brata trafił w czuł y punkt. - Przestań, okrutny chł opcze! - wykrzyknę ł a i zalał a się ł zami. Kelner ponownie zabrał nietknię te talerze. Nastę pne danie stanowił y kotlety z jagnię cia z warzywami. Kelner dolał wina, a matka natychmiast wypił a mał y ł yk, co oznaczał o, ż e musiał a być bardzo zdenerwowana. Ojciec zaatakował mię so noż em i widelcem i zaczą ł je przeż uwać z wś ciekł oś cią. Wpatrują c się w jego twarz Margaret stwierdził a z zaskoczeniem, ż e pod maską gniewu kryje się zszokowane zdziwienie. Po raz pierwszy w ż yciu widział a wstrzą ś nię tego ojca; zazwyczaj jego niesł ychana arogancja pozwalał a mu przetrwać każ dy kryzys. Nagle uś wiadomił a sobie, ż e ś wiat, taki, jaki znał i jakim chciał go widzieć, zwalił mu się na gł owę. Wojna stanowił a koniec jego nadziei; pragną ł, by naró d brytyjski pod jego przywó dztwem padł w ramiona faszyzmu, lecz zamiast tego naró d wydał faszyzmowi wojnę, a jego skazał na wygnanie. W rzeczywistoś ci już w poł owie lat trzydziestych znalazł się na uboczu ż ycia publicznego, lecz do tej pory wmawiał sobie, ż e dzieje się tak tylko chwilowo i ż e w godzinie pró by zostanie poproszony o pomoc. Był taki okropny chyba wł aś nie dlatego, ż e cał y czas ż ył kł amstwem. Jego zapał przerodził się w obsesję, wiara we wł asne sił y w cheł pliwoś ć, a ponieważ nie pozwolono mu zostać dyktatorem Wielkiej Brytanii, musiał zadowolić się tyranizowaniem swoich dzieci. Teraz jednak nie mó gł już ignorować prawdy. Opuszczał swó j kraj, do któ rego być moż e już nigdy nie miał powró cić. Jakby tego jeszcze był o mał o, w tej samej chwili, kiedy wszystkie polityczne nadzieje rozpadał y się w pył, dzieci takż e zaczę ł y się buntować. Percy starał się dowieś ć, ż e ma ż ydowskie pochodzenie, Margaret podję ł a pró bę ucieczki, a teraz przeciwstawił a mu się ró wnież Elizabeth - jedyna, któ ra do tej pory szł a bez szemrania w jego ś lady. Margaret wydawał o się, ż e powinna powitać z radoś cią szczeliny pojawiają ce się w zbroi ojca, ale zamiast radoś ci odczuwał a niepokó j. Jego niewzruszony despotyzm stanowił do tej pory niezmienny skł adnik jej ż ycia; perspektywa, ż e teraz moż e go zabrakną ć, napawał a ją lę kiem. Podobnie jak naró d, któ ry nagle staną ł w obliczu rewolucji, był a wystawiona na pastwę lę ku i niepokoju. Spró bował a coś zjeś ć, lecz prawie nie mogł a przeł ykać. Matka przesuwał a przez chwilę po talerzu kawał ek pomidora, po czym odł oż ył a widelec i zapytał a: - Czy w Berlinie czeka moż e na ciebie jakiś chł opiec? - Nie - odparł a Elizabeth. Margaret wierzył a jej, choć pytanie matki był o bardzo trafne. Margaret doskonale wiedział a o tym, iż zauroczenie jej siostry Trzecią Rzeszą miał o zwią zek nie tylko z ideologią. W wysokich, jasnowł osych ż oł nierzach ubranych w nieskazitelne mundury i bł yszczą ce buty z cholewami był o coś, co bardzo mocno oddział ywał o na duszę Elizabeth. Poza tym, podczas gdy w Londynie traktowano ją po prostu jako niezbyt urodziwą dziewczynę z ekscentrycznej rodziny, w Berlinie był aby kimś niezwykł ym: angielską arystokratką, có rką dł ugoletniego faszysty, cudzoziemką podziwiają cą niemiecki nazizm. Ucieczka przedsię wzię ta na samym począ tku wojny uczynił aby ją sł ynną; uznano by ją za bohaterkę. Najprawdopodobniej zakochał aby się w jakimś mł odym oficerze lub funkcjonariuszu partyjnym pną cym się szybko w gó rę po szczeblach kariery, a potem wyszł aby za niego za mą ż i rodził aby jasnowł ose dzieci, któ re mó wił yby wył ą cznie po niemiecku. - Podejmujesz się bardzo niebezpiecznej rzeczy, moja droga - powiedział a matka. - Twojemu ojcu i mnie chodzi wył ą cznie o twoje bezpieczeń stwo. Margaret mocno wą tpił a, czy ojcu rzeczywiś cie chodzi o bezpieczeń stwo có rki. Matce - na pewno, on jednak przede wszystkim był wś ciekł y z powodu okazanego mu nieposł uszeń stwa. Być moż e pod pokł adami jego gniewu krył a się cienka warstwa ł agodnoś ci, bo przecież nie zawsze był taki oschł y. Margaret pamię tał a z wczesnego dzieciń stwa chwile radoś ci i rodzinnego szczę ś cia. Na myś l o tym zrobił o się jej bardzo smutno. - Wiem, ż e to niebezpieczne, mamo, ale w tej wojnie gra toczy się o moją przyszł oś ć - odparł a Elizabeth. - Nie chcę ż yć w ś wiecie rzą dzonym przez ż ydowskich bankieró w i prymitywnych komunistycznych dział aczy zwią zkowych. - Co za bzdura! - nie wytrzymał a Margaret, ale nikt nie zwró cił na nią najmniejszej uwagi. - W takim razie, leć z nami - zaproponował a matka. - W Ameryce na pewno bę dziesz się dobrze czuł a. - Na Wall Street rzą dzą sami Ż ydzi, a... - Wydaje mi się, ż e mocno przesadzasz - przerwał a jej matka, unikają c wzroku ojca. - To prawda, ż e w biznesie dział a wielu Ż ydó w i innych niezbyt przyjemnych osobnikó w, ale wię kszoś ć stanowią bardzo przyzwoici ludzie. Nie zapominaj o tym, ż e twó j dziadek takż e był wł aś cicielem banku. - Niewiarygodne, ż e zaczynają c od ostrzenia noż y w cią gu zaledwie dwó ch pokoleń udał o nam się zajś ć aż tak wysoko! - zauważ ył Percy. - Dobrze wiesz, kochanie, ż e zgadzam się z twoimi poglą dami - cią gnę ł a matka - ale nawet jeś li w coś wierzysz, to wcale nie oznacza, ż e musisz za to umrzeć. Ż adna idea nie jest tego warta. Margaret nie posiadał a się ze zdumienia. Matka dał a wyraź nie do zrozumienia, ż e za faszyzm nie był o warto umierać, a to dla ojca oznaczał o niemal bluź nierstwo. Nigdy do tej pory nie sł yszał a, by matka tak otwarcie wystą pił a przeciwko niemu. Elizabeth takż e był a wstrzą ś nię ta. Obie spojrzał y na ojca, któ ry poczerwieniał nieco i chrzą kną ł z dezaprobatą, lecz wybuch, któ rego się spodziewał y, nie nastą pił. I to chyba był o z tego wszystkiego najbardziej zdumiewają ce. Podano kawę. Margaret zorientował a się, ż e dotarli już do przedmieś ć Southampton. Za kilka minut pocią g zatrzyma się na stacji. Czy Elizabeth na pewno się uda? Pocią g zwolnił biegu. - Wysiadam na gł ó wnej stacji - powiedział a Elizabeth do kelnera. - Czy mó gł by pan przynieś ć mó j bagaż z są siedniego wagonu? To czerwona skó rzana torba. Nazywam się lady Elizabeth Oxenford. - Oczywiś cie, proszę pani. Wzniesione z czerwonej cegł y, jednopię trowe domki przesuwał y się za oknem niczym ż oł nierze podczas defilady. Margaret nie spuszczał a wzroku z ojca. Nie odezwał się ani sł owem, ale twarz nabrzmiał a mu tł umionym z najwyż szym trudem gniewem. Matka dotknę ł a uspokajają co jego kolana. - Tylko nie ró b ż adnej sceny, kochanie - poprosił a. Nie odpowiedział. Pocią g wjechał na stację. Elizabeth siedział a przy oknie. Margaret przechwycił a jej znaczą ce spojrzenie, wię c wstał a wraz z Percym, ż eby ją przepuś cić, po czym znowu usiadł a. Ojciec podnió sł się z miejsca. Pozostali pasaż erowie wyczuli wzbierają ce napię cie, gdyż umilkli i obserwowali rozwó j wydarzeń. W chwili gdy pocią g znieruchomiał, ojciec i Elizabeth stali twarzą w twarz w przejś ciu mię dzy stolikami. Margaret po raz kolejny musiał a przyznać, ż e Elizabeth wybrał a najodpowiedniejszą chwilę na to, by powiadomić rodzinę o swojej decyzji. W tych okolicznoś ciach ojciec nie mó gł uż yć sił y, a gdyby nawet spró bował, to na pewno powstrzymaliby go inni pasaż erowie. Mimo to miał a wraż enie, iż za chwilę zemdleje ze strachu. Ojciec miał nabrzmiał ą twarz i wytrzeszczone oczy. Oddychał gł oś no przez nos. Elizabeth był a blada, ale zdecydowana. - Jeś li teraz wysią dziesz z pocią gu, już nigdy nie chcę cię widzieć na oczy - powiedział ojciec. - Nie mó w takich rzeczy! - wykrzyknę ł a Margaret, lecz był o już za pó ź no. Matka rozpł akał a się. - Ż egnajcie - powiedział a po prostu Elizabeth. Margaret zerwał a się i obję ł a mocno siostrę. - Powodzenia! - szepnę ł a. - Nawzajem - odparł a Elizabeth, oddają c uś cisk. Pocał ował a Percy'ego w policzek, po czym pochylił a się nad stolikiem i zł oż ył a pocał unek na mokrej od ł ez twarzy matki. Nastę pnie wyprostował a się, spojrzał a ponownie na ojca i zapytał a drż ą cym gł osem: - Czy podasz mi rę kę? Jego twarz przypominał a maskę wykrzywioną grymasem nienawiś ci. - Moja có rka nie ż yje - odparł. Matka krzyknę ł a rozpaczliwie. W wagonie zapadł a cał kowita cisza, jakby wszyscy wiedzieli, ż e oto rodzinny dramat dotarł do tragicznego zakoń czenia. Elizabeth odwró cił a się i wyszł a z wagonu. Margaret miał a ochotę chwycić ojca za ramiona i potrzą sną ć nim tak, ż eby zagrzechotał y mu zę by. Jego bezsensowny upó r napeł nił ją wś ciekł oś cią. Dlaczego, do wszystkich diabł ó w, nie mó gł ustą pić nawet ten jeden jedyny raz? Przecież Elizabeth był a dorosł a i nikt przy zdrowych zmysł ach nie wymagał by od niej, ż eby do koń ca ż ycia sł uchał a rodzicó w! Ojciec nie miał prawa tak postą pić. Kierują c się wył ą cznie gniewem i chę cią zemsty doprowadził do niepotrzebnego rozbicia rodziny. W tej chwili Margaret nienawidził a go cał ym sercem. Kiedy tak stał przed nią, wś ciekł y i zaperzony, miał a ochotę mu powiedzieć, ż e jest wstrę tny, niesprawiedliwy i gł upi, ale jak zwykle, zagryzł a tylko wargi i nie odezwał a się ani sł owem. Elizabeth przeszł a obok okna wagonu, niosą c swoją czerwoną torbę. Spojrzał a na nich wszystkich, uś miechnę ł a się przez ł zy, po czym uniosł a z wahaniem rę kę. Matka zaczę ł a cichutko pochlipywać, Percy i Margaret pomachali na poż egnanie, ojciec zaś odwró cił wzrok. W chwilę potem Elizabeth zniknę ł a im z oczu. Ojciec usiadł na swoim miejscu. Margaret uczynił a to samo. Rozległ się gwizdek i pocią g ruszył ze stacji. Zobaczyli Elizabeth jeszcze raz, czekają cą w kolejce do wyjś cia. Spojrzał a w ich stronę, kiedy mijał ją wagon restauracyjny, ale tym razem w jej oczach był tylko smutek. Pocią g szybko nabrał prę dkoś ci. - Nie ma to jak rodzina - odezwał się Percy. Choć miał o to zabrzmieć sarkastycznie, w jego gł osie dał o się sł yszeć wył ą cznie gorycz. Margaret zastanawiał a się, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy siostrę. Matka ocierał a oczy mał ą chusteczką; nie był a w stanie powstrzymać ł ez. Niezmiernie rzadko zdarzał o się, by nie mogł a nad sobą zapanować. Margaret nie pamię tał a, kiedy po raz ostatni widział a ją pł aczą cą. Percy ró wnież sprawiał wraż enie bardzo poruszonego. Margaret był a przygnę biona oddaniem, jakie jej siostra okazywał a tak ohydnej sprawie, lecz jednocześ nie nie mogł a zdusić wzbierają cego w niej uczucia triumfu. Elizabeth dopię ł a swego! Przeciwstawił a się ojcu i zrobił a to, na co miał a ochotę! Stanę ł a z nim twarzą w twarz, pokonał a go i uciekł a od niego. Moż e ona, Margaret, zdoł a kiedyś zrobić tak samo? Poczuł a zapach morza. Pocią g wjechał na teren portu. Jechał teraz powoli wzdł uż nabrzeż a mijają c doki, dź wigi i ogromne liniowce. Pomimo przygnę bienia wywoł anego rozstaniem z siostrą, Margaret odczuł a dreszcz podniecenia. Pocią g zatrzymał się za budynkiem z napisem: „Imperial House”. Był a to supernowoczesna konstrukcja przypominają ca nieco statek; wszystkie rogi tej budowli był y zaokrą glone, na dachu zaś znajdował o się coś na kształ t otwartego pokł adu otoczonego ze wszystkich stron pomalowanym na biał o relingiem. Wraz z pozostał ymi pasaż erami rodzina Oxenford wzię ł a bagaż podrę czny i wszyscy wysiedli z pocią gu. Podczas kiedy obsł uga przenosił a walizy i kufry na pokł ad samolotu, podró ż ni weszli do wnę trza budynku, by dopeł nić ostatnich formalnoś ci przed odlotem. Ojciec wyjaś nił, ż e jedna z jego có rek zrezygnował a z podró ż y, na co urzę dnik w mundurze Pan American odparł: - Nie ma ż adnego problemu, sir. Jest tu ktoś, kto chę tnie skorzysta z wolnego miejsca. Za chwilę się tym zajmę. Margaret zauważ ył a profesora Hartmanna; stał w ką cie palą c papierosa i rozglą dają c się nerwowo dookoł a. Wyglą dał na niespokojnego i zniecierpliwionego. To wina ludzi takich jak moja siostra - pomyś lał a Margaret. - Faszystó w, któ rzy prześ ladowali go tak dł ugo, aż uczynili z niego wrak czł owieka. Wcale mu się nie dziwię, ż e chce jak najszybciej opuś cić Europę. Z poczekalni nie mogli dostrzec samolotu, wię c Percy wyruszył na zwiady. Powró cił nasą czony informacjami jak gą bka. - Start nastą pi zgodnie z planem, punktualnie o drugiej - oznajmił. - Pierwszą czę ś ć trasy, do Foynes, pokonamy w pó ł torej godziny. W Irlandii jest teraz czas letni, tak jak w Wielkiej Brytanii, wię c przylecimy tam o wpó ł do czwartej. Postó j potrwa godzinę, ż eby mogli uzupeł nić paliwo i uł oż yć plan lotu, czyli wystartujemy znowu okoł o wpó ł do pią tej. Margaret zauważ ył a sporo nowych twarzy - ludzi, któ rzy nie jechali z nimi pocią giem. Niektó rzy pasaż erowie przybyli do Southampton już rano, albo nawet poprzedniego dnia, i spę dzili noc w miejscowym hotelu. W pewnej chwili przed budynkiem zatrzymał a się taksó wka. Wysiadł a z niej olś niewają co pię kna kobieta - trzydziestokilkuletnia blondynka ubrana w jedwabną kremową sukienkę w duż e czerwone kropki. Towarzyszył jej nie wyró ż niają cy się niczym szczegó lnym, uś miechnię ty mę ż czyzna w rozpinanym swetrze z kaszmirskiej weł ny. Oboje wyglą dali tak ł adnie i atrakcyjnie, ż e wszyscy skierowali na nich zaciekawione spojrzenia. Kilka minut pó ź niej samolot był już gotó w na przyję cie pasaż eró w. Wyszli przez szerokie drzwi budynku bezpoś rednio na molo, przy któ rym koł ysał się majestatycznie Clipper. Promienie sł oń ca odbijał y się w jego lś nią cych, metalowych bokach. Był ogromny. Margaret nigdy jeszcze nie widział a samolotu choć w poł owie tak duż ego jak ten. Miał
|