Главная страница Случайная страница КАТЕГОРИИ: АвтомобилиАстрономияБиологияГеографияДом и садДругие языкиДругоеИнформатикаИсторияКультураЛитератураЛогикаМатематикаМедицинаМеталлургияМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогикаПолитикаПравоПсихологияРелигияРиторикаСоциологияСпортСтроительствоТехнологияТуризмФизикаФилософияФинансыХимияЧерчениеЭкологияЭкономикаЭлектроника |
Table of Contents 31 страница
zupeł nie inaczej. - Znał em kilku faszystó w - powiedział Harry. - Wię kszoś ć z nich był a okropnie zastraszona. - Naprawdę? - zdziwił a się Margaret. - A sprawiają wraż enie bardzo agresywnych... - Wiem. Ale w gł ę bi duszy są przeraż eni. Wł aś nie dlatego lubią maszerować w tę i z powrotem i nosić mundury: czują się bezpiecznie tylko wtedy, kiedy stanowią czę ś ć grupy. Nienawidzą demokracji, bo nie daje im ż adnej pewnoś ci jutra, popierają natomiast rzą dy dyktatorskie, gdyż wtedy wiedzą, co ich czeka i ż e nie grozi im wywoł any z dnia na dzień kryzys rzą dowy. Margaret musiał a przyznać, ż e jest w tym sporo racji. Skinę ł a poważ nie gł ową. - Pamię tam, ż e nawet wtedy, kiedy jeszcze nie stał się taki zgorzkniał y, czę sto pomstował na komunistó w, syjonistó w, zwią zki zawodowe, Irlandczykó w walczą cych o niepodległ oś ć, czł onkó w „pią tej kolumny” albo na kogoś innego, kto miał zamiar doprowadzić kraj do ruiny. Choć jeś li się nad tym zastanowić, to w jaki sposó b syjoniś ci mogliby doprowadzić Anglię do ruiny? Harry uś miechną ł się. - Zgadza się, faszyś ci nienawidzą wszystkich i wszystkiego. Najczę ś ciej są to ludzie z ró ż nych przyczyn bardzo rozczarowani ż yciem. - To się nawet zgadza. Kiedy zmarł mó j dziadek i ojciec odziedziczył po nim posiadł oś ć, okazał o się, ż e jest bankrutem. Uratował się tylko dzię ki mał ż eń stwu z mamą. Potem ubiegał się o miejsce w parlamencie, ale przegrał wybory. Teraz wygnano go z kraju. - Nagle poczuł a, ż e zaczyna znacznie lepiej rozumieć ojca. Harry okazał się zaskakują co spostrzegawczy. - Gdzie się nauczył eś tego wszystkiego? - zapytał a. - Przecież nie jesteś duż o starszy ode mnie? Wzruszył ramionami. - Battersea to bardzo rozpolitykowana dzielnica. Zdaje się, ż e komuniś ci tam wł aś nie mają najwię ksze poparcie w cał ym Londynie. Zrozumiawszy czę ś ciowo uczucia miotają ce ojcem przestał a tak bardzo wstydzić się tego, co się stał o. Naturalnie nic nie usprawiedliwiał o jego zachowania, lecz mimo to wolał a myś leć o nim jako o czł owieku przeraż onym i rozgoryczonym niż mś ciwym i obł ą kanym. Harry Marks okazał się znacznie mą drzejszy, niż przypuszczał a. Był oby dobrze, gdyby zechciał pomó c jej w planowanej ucieczce od rodziny. Czy jednak bę dzie miał ochotę zaprzą tać sobie nią gł owę, kiedy znajdą się w Ameryce? - Czy już wiesz, gdzie bę dziesz mieszkał? - zapytał a. - Wynajmę sobie jakiś pokó j w Nowym Jorku. Mam trochę pienię dzy, a wkró tce powinienem zdobyć jeszcze wię cej. W jego ustach brzmiał o to tak ł atwo! Mę ż czyź ni mieli chyba znacznie wię ksze moż liwoś ci. Samotna kobieta potrzebował a opieki. - Nancy Lenehan zaproponował a mi pracę - powiedział a, zaskakują c tym samą siebie. - Ale nie wiem, czy uda jej się dotrzymać sł owa, bo brat usił uje odebrać jej firmę. Spojrzał na nią, po czym odwró cił wzrok. Jednocześ nie na jego twarzy pojawił się niezwykł y dla niego wyraz wahania, jakby nagle utracił nie opuszczają cą go do tej pory ani na chwilę pewnoś ć siebie. - Wiesz... Gdybyś miał a ochotę, to ja... To znaczy, mó gł bym ci pomó c, jeś li nie masz nic przeciwko temu. Wł aś nie to miał a nadzieję usł yszeć. - Naprawdę? - Mó gł bym ci pomó c znaleź ć pokó j. Poczuł a ogromną ulgę. - Wspaniale! - ucieszył a się. - Nigdy nie wynajmował am pokoju. Nawet nie wiedział abym, gdzie pytać. - Najlepiej poszukać w gazecie. - W jakiej gazecie? - Codziennej. - Gazety informują o pokojach do wynaję cia? - Zamieszczają ogł oszenia. - Nigdy nie widział am w Timesie ż adnych ogł oszeń o pokojach do wynaję cia. - Times był jedynym pismem prenumerowanym przez ojca. - Najlepsze są popoł udnió wki. Zrobił o się jej gł upio, ż e nie wie o tak prostych sprawach. - Naprawdę potrzebuję przyjaciela, któ ry by mi pomó gł. - Przypuszczam, ż e przynajmniej uda mi się ochronić cię przed amerykań skimi odpowiednikami Benny'ego Maltań czyka. - Jestem taka szczę ś liwa! Najpierw pani Lenehan, a teraz ty! Wierzę, ż e dam sobie radę, jeś li bę dę miał a przyjació ł. Jestem ci tak bardzo wdzię czna, ż e nawet nie wiem, co powiedzieć! Do saloniku wszedł Davy. Margaret dopiero teraz uś wiadomił a sobie, ż e co najmniej od pię ciu minut samolot leciał bez ż adnych wstrzą só w. - Proszę wyjrzeć przez okna po lewej stronie - powiedział steward. - Za chwilę zobaczycie pań stwo coś interesują cego. Margaret posł usznie spojrzał a w okno, Harry zaś rozpią ł pas, wstał z fotela i pochylił się nad jej ramieniem. Maszyna przechylił a się nieco w lewo. Przelatywali nad wielkim pasaż erskim liniowcem, oś wietlonym jak Piccadilly Circus. - Zapalili ś wiatł a specjalnie dla nas - odezwał się ktoś z pasaż eró w. - Od począ tku wojny wszystkie statki pł ywają w zaciemnieniu. Boją się okrę tó w podwodnych. Margaret czuł a fizyczną bliskoś ć Harry'ego i nie miał a nic przeciwko temu. Zał oga Clippera rozmawiał a chyba przez radio z zał ogą statku, gdyż pasaż erowie liniowca wylegli tł umnie na pokł ad, gdzie stali z zadartymi gł owami i machali przelatują cemu samolotowi. Clipper leciał tak nisko, ż e Margaret mogł a dostrzec ich ubrania: wię kszoś ć mę ż czyzn był a w biał ych marynarkach, kobiety zaś w dł ugich wieczorowych sukniach. Statek pł yną ł z duż ą szybkoś cią; jego ostry dzió b cią ł bez wysił ku fale, wzbijają c w powietrze chmury biał ego pył u. Margaret był a oczarowana niezwykł oś cią chwili. Zerknę ł a na Harry'ego, a on uś miechną ł się do niej, jakby odgadują c jej uczucia. Poł oż ył dł oń na biodrze dziewczyny tak, ż e nikt z obecnych w kabinie nie mó gł tego zauważ yć. Dotknię cie był o niezwykle lekkie, dla niej jednak jego rę ka miał a temperaturę rozgrzanego do biał oś ci ż elaza. Nie bardzo wiedział a, jak powinna zareagować, ale na pewno nie chciał a, by cofną ł dł oń. Statek malał coraz bardziej, a kiedy wygaszono na nim ś wiatł a, znikną ł im zupeł nie z oczu. Pasaż erowie Clippera wró cili na miejsca, Harry zaś zabrał rę kę. Coraz wię cej osó b postanawiał o udać się na spoczynek. Wreszcie w saloniku zostali tylko gracze w karty oraz Margaret i Harry. Dziewczyna nie bardzo wiedział a, jak powinna się zachować. - Robi się pó ź no - wykrztusił a wreszcie. - Moż e poszlibyś my spać? Dlaczego to powiedział am? - zbeształ a się natychmiast w duchu. - Przecież wcale nie chce mi się spać! Harry sprawiał wraż enie rozczarowanego. - Chyba jeszcze chwilę posiedzę. Wstał a z fotela. - Bardzo dzię kuję za to, ż e zaproponował eś mi pomoc. - Nie ma o czym mó wić. Dlaczego zachowujemy się tak oficjalnie? - przemknę ł o jej przez myś l. - Nie chcę poż egnać się z nim w taki sposó b. - Ś pij dobrze - powiedział a. - Ty też. Odwró cił a się, ale niemal natychmiast przystanę ł a i spojrzał a na niego. - Mó wił eś serio, kiedy zaofiarował eś mi pomoc, prawda? Nie zawiedziesz mnie? Rysy jego twarzy zł agodniał y, a we wzroku pojawił o się coś, co moż na był o wzią ć za pł omyk uczucia. - Nie zawiodę cię, Margaret. Daję ci sł owo. Niespodziewanie zdał a sobie sprawę, ż e ogromnie go polubił a. Nie zastanawiają c się nad tym, co robi, nachylił a się i pocał ował a go w usta. Ich wargi ledwo zdą ż ył y się zetkną ć, ale i tak poż ą danie przeszył o jej ciał o niczym wstrzą s elektryczny. Wyprostował a się raptownie, przeraż ona zaró wno swoim uczynkiem, jak i tym, co poczuł a. Przez sekundę lub dwie wpatrywali się sobie w oczy, po czym Margaret wyszł a do są siedniej kabiny. Nogi miał a jak z waty. Rozejrzawszy się stwierdził a, ż e pan Membury zają ł gó rną koję po lewej stronie maszyny, pozostawiają c dolną Harry'emu. Percy takż e wybrał gó rne ł ó ż ko, wię c szybko wskoczył a na dolne i zacią gnę ł a za sobą zasł onę. Pocał ował am go - pomyś lał a. - Był o bardzo mił o. Wsunę ł a się pod koł drę i wył ą czył a mał ą lampkę. Czuł a się tak, jakby leż ał a w namiocie. Był o jej dobrze. Mogł a patrzeć przez okno, ale nie miał a na co; na zewną trz był y tylko chmury i deszcz. Mimo to i tak odczuwał a rozkoszny dreszcz podniecenia. Przypomniał y jej się lata dzieciń stwa, kiedy czasem wraz z Elizabeth rozbijał y w ogrodzie mał y namiot i spę dzał y w nim ciepł e letnie noce. Zawsze wydawał o jej się, ż e nie zdoł a zasną ć, ale zaraz potem robił o się jasno i któ ryś ze sł uż ą cych pukał lekko w pł ó tno, czekają c na zewną trz z poranną herbatą. Ciekawe, co teraz porabia Elizabeth - pomyś lał a. W tej samej chwili ktoś zapukał lekko w kotarę. Począ tkowo był a przekonana, ż e to wywoł ane wspomnieniami zł udzenie, ale pukanie powtó rzył o się. Nie bardzo wiedzą c, co robić, uniosł a się na ł okciu i nacią gnę ł a koł drę pod samą szyję. Tap, tap, tap. Wreszcie uchylił a nieco zasł onę i zobaczył a Harry'ego. - Co się stał o? - zapytał a szeptem, choć znał a już odpowiedź na swoje pytanie. - Chcę cię jeszcze raz pocał ować. Był a jednocześ nie zachwycona i przeraż ona. - Nie bą dź szalony! - Proszę! - Odejdź! - Przecież nikt nie zobaczy. Poczynał sobie niezmiernie zuchwale, ale Margaret nie mogł a oprzeć się pokusie. Doskonale pamię tał a rozkoszny elektryczny wstrzą s, jaki towarzyszył pierwszemu cał usowi, i pragnę ł a doznać go powtó rnie. Niemal bez udział u woli rozchylił a bardziej kotarę. Harry natychmiast wsuną ł do ś rodka gł owę i wpatrzył się w dziewczynę spragnionym spojrzeniem. Nie mogł a mu się oprzeć. Pocał ował a go w usta. Poczuł a zapach pasty do zę bó w. Chciał a skoń czyć na przelotnym zetknię ciu warg, tak jak poprzednim razem, on jednak miał inne plany. Przytrzymał delikatnie jej dolną wargę. Sprawił o jej to ogromną przyjemnoś ć. Instynktownie rozchylił a nieco usta, a on natychmiast wsuną ł tam ję zyk. Ian nigdy tego nie robił. Był o to bardzo dziwne uczucie, ale w gruncie rzeczy bardzo mił e. Kiedy ich ję zyki zetknę ł y się, oddech Harry'ego uległ wyraź nemu przyś pieszeniu. Nagle Percy poruszył się na gó rnym ł ó ż ku, przypominają c jej, gdzie są. Ogarnę ł a ją panika; jak mogł a dopuś cić do czegoś takiego? Cał ował a w publicznym miejscu mę ż czyznę, któ rego prawie nie znał a! Gdyby zobaczył to ojciec, wybuchł aby straszna awantura! Cofnę ł a się gwał townie. Harry wsuną ł gł owę jeszcze dalej, pragną c, by go znowu pocał ował a, lecz ona odepchnę ł a go od siebie. - Wpuś ć mnie - zaż ą dał. - Nie wygł upiaj się! - syknę ł a. - Proszę... Nie mogł a mu na to pozwolić. Nie był a już podniecona, tylko przeraż ona. - Nie, nie! - szepnę ł a. Spojrzał na nią, jakby grunt usuną ł mu się nagle spod stó p. Margaret natychmiast zł agodniał a. - Jesteś najmilszym chł opcem, jakiego spotkał am od bardzo dawna, a moż e nawet w ogó le najmilszym, ale nie aż tak mił ym. Wracaj do swojego ł ó ż ka. Zrozumiał, ż e mó wi serio, i uś miechną ł się smutno. Otworzył usta, lecz Margaret wypchnę ł a go szybko i zasunę ł a kotarę, zanim zdą ż ył powiedzieć choć sł owo. W chwilę potem do jej uszu dotarł y cichną ce odgł osy stawianych ostroż nie krokó w. Poł oż ył a się na wznak, oddychają c raptownie. Mó j Boż e, to był o coś niesamowitego - pomyś lał a. Uś miechnę ł a się w ciemnoś ci, wspominają c namię tny pocał unek. Teraz ż ał ował a, ż e nie trwał dł uż ej. Się gnę ł a dł onią i delikatnie zaczę ł a masować swoje najczulsze miejsce. Myś lami wró cił a do swojego pierwszego kochanka, a wł aś ciwie kochanki. Był a nią kuzynka Monica, któ ra przyjechał a do nich na letnie wakacje, kiedy Margaret miał a trzynaś cie lat. Monica liczył a ich sobie szesnaś cie, był a ś liczna, jasnowł osa i zdawał a się wiedzieć wszystko na każ dy temat. Margaret od począ tku darzył a ją bezgranicznym uwielbieniem. Mieszkał a wraz z rodzicami we Francji i moż e dlatego, a moż e w zwią zku z tym, ż e w jej domu obowią zywał y mniej surowe zwyczaje, w przeznaczonych dla dzieci sypialniach i ł azience chodził a zupeł nie nago. Margaret, któ ra nigdy do tej pory nie widział a nagiej dorosł ej kobiety, był a zafascynowana jej duż ymi piersiami i gę stwiną brą zowych wł osó w mię dzy udami; ona sama był a jeszcze prawie zupeł nie pozbawiona biustu i miał a bardzo rzadkie owł osienie ł onowe. Jednak Monica najpierw uwiodł a Elizabeth - brzydką, kanciastą Elizabeth, któ ra miał a pryszcze na twarzy! Margaret sł yszał a ich poję kiwania i odgł osy pocał unkó w; począ tkowo był a zaż enowana, potem rozż alona, wreszcie wś ciekł a i zazdrosna. Widzą c, jak bardzo Monica interesuje się jej siostrą, czuł a się upokorzona i odtrą cona; bolał o ją, gdy podczas spaceró w lub posił kó w obserwował a wymieniane ukradkowo spojrzenia albo pozornie przypadkowe dotknię cia. Pewnego dnia, gdy Elizabeth pojechał a po coś z matką do Londynu, Margaret przypadkowo zastał a Monikę w ką pieli. Leż ał a w wannie z zamknię tymi oczami i dotykał a się mię dzy nogami. Nie przerwał a, choć doskonale zdawał a sobie sprawę z obecnoś ci Margaret; dziewczynka obserwował a z mieszaniną zdumienia i strachu, jak Monica masturbuje się aż do osią gnię cia orgazmu. Wieczorem Monica zamiast w ł ó ż ku Elizabeth zjawił a się u jej siostry, ale Elizabeth podniosł a raban i zagroził a, ż e powie o wszystkim rodzicom, wię c skoń czył o się na tym, ż e spał y z nią obie, niczym poł ą czone zazdroś cią ż ona i kochanka. Przez cał e lato Margaret drę czył o poczucie winy i wyrzuty sumienia, lecz gorą ce uczucie i nowo poznana fizyczna rozkosz był y zbyt cudowne, aby mogł a z nich zrezygnować. Przygoda zakoń czył a się dopiero we wrześ niu, kiedy Monica wró cił a do Francji. Kiedy potem Margaret poszł a do ł ó ż ka z Ianem, doznał a nieprzyjemnego wstrzą su. Był zdenerwowany i niezrę czny. Dopiero potem uś wiadomił a sobie, ż e taki mł ody chł opak nie wie przecież prawie nic o tajnikach kobiecego ciał a, nie moż e wię c dać jej nawet czę ś ci tej rozkoszy, jaką dawał a Monica. Wkró tce jednak przeszł a nad tym do porzą dku dziennego, gdyż Ian kochał ją tak gorą co, ż e swoją pasją i zaangaż owaniem prawie ró wnoważ ył brak doś wiadczenia. Zebrał o jej się na pł acz, jak zwykle, kiedy myś lał a o Ianie. Ż ał ował a z cał ego serca, ż e nie kochał a się z nim czę ś ciej i chę tniej. Począ tkowo był a bardzo oporna, choć pragnę ł a tego ró wnie mocno jak on; musiał bł agać ją przez wiele miesię cy, zanim wreszcie ustą pił a. Po tym pierwszym razie zaś, mimo ż e zmienił a swe nieprzychylne nastawienie, zaczę ł a wymyś lać przeró ż ne trudnoś ci: nie chciał a kochać się w swojej sypialni na wypadek, gdyby ktoś przypadkiem nacisną ł klamkę i zaczą ł się zastanawiać, dlaczego drzwi są zamknię te; nie chciał a kochać się na powietrzu, mimo ż e znał a w okolicznych lasach wiele miejsc doskonale nadają cych się na kryjó wki; nie chciał a też korzystać w tym celu z mieszkań jego przyjació ł, gdyż obawiał a się narazić na szwank swoją reputację. Za tym wszystkim jednak krył się strach przed tym, co powie ojciec, jeś li odkryje, jak się mają sprawy. Rozdarta mię dzy poż ą daniem a obawą kochał a się zawsze poś piesznie, ukradkiem i z poczuciem winy. Przed wyjazdem Iana do Hiszpanii udał o im się to zaledwie trzy razy. Oczywiś cie beztrosko przypuszczał a, ż e mają jeszcze przed sobą mnó stwo czasu, ale potem Ian zginą ł, a wraz z informacją o jego ś mierci dotarł a do niej ś wiadomoś ć, ż e już nigdy nie dotknie jego ciał a. Pł akał a wó wczas tak bardzo, iż był a niemal pewna, ż e pę knie jej serce. Myś lał a, ż e spę dzą resztę ż ycia uczą c się, jak dawać sobie nawzajem szczę ś cie, a tymczasem los zadecydował, ż e miał a go już nigdy nie zobaczyć. Ż ał ował a, ż e nie oddał a mu się na samym począ tku, a potem tyle razy, ile tylko miał na to ochotę. Teraz, kiedy Ian spoczywał w grobie na piaszczystym zboczu jakiegoś wzgó rza w Katalonii, wszystkie jej dawne obawy wydawał y się ś mieszne i mał o istotne. Nagle przyszł o jej do gł owy, ż e kto wie, czy wł aś nie nie popeł nił a powtó rnie tego samego bł ę du. Pragnę ł a Harry'ego Marksa. Pragnę ł o go jej ciał o. Po ś mierci Iana był pierwszym mę ż czyzną, do któ rego czuł a tak wielki pocią g. Mimo to odepchnę ł a go. Dlaczego? Ponieważ się bał a. Ponieważ leciał a samolotem, koje był y bardzo wą skie, ktoś mó gł by ich usł yszeć, a ojciec spał zaledwie kilka metró w od nich. Czyż by znowu ulegał a idiotycznej lę kliwoś ci? A jeż eli nastą pi katastrofa? - przemknę ł a jej niepokoją ca myś l. Był to przecież jeden z pierwszych pasaż erskich lotó w transatlantyckich. W tej chwili znajdowali się w poł owie drogi mię dzy Europą i Ameryką, setki kilometró w od najbliż szego lą du. Gdyby wydarzył a się jakaś awaria, wszyscy zginę liby w cią gu paru minut, a ona umarł aby myś lą c z ż alem o tym, ż e nie kochał a się z Harrym Marksem. Nic nie wskazywał o na to, ż eby samolot miał ulec katastrofie, ale i tak mogł a to być ostatnia okazja. Nie miał a poję cia, co się zdarzy, kiedy dotrą do Ameryki. Miał a zamiar moż liwie najszybciej wstą pić do armii, Harry zaś wspominał o tym, ż e chce zostać pilotem w Kanadyjskich Sił ach Powietrznych. Kto wie, czy nie zginie w boju, tak jak Ian. Jakie znaczenie miał a jej reputacja, jaki sens miał a obawa przed gniewem rodzicó w, jeś li ż ycie mogł o okazać się tak kró tkie? Zaczę ł a prawie ż ał ować, ż e nie wpuś cił a Harry'ego do ł ó ż ka. Czy spró buje jeszcze raz? Wą tpił a w to. Dał a mu przecież jednoznaczną odprawę. Chł opak, któ ry nie wzią ł by jej sobie do serca, musiał by być zupeł nie pozbawiony wraż liwoś ci. Harry był uparty, moż e nawet do przesady, ale na pewno nie nachalny. Tej nocy z pewnoś cią nie ponowi pró by. Có ż ze mnie za idiotka - pomyś lał a. - Mó gł by teraz być ze mną. Wystarczył o, bym powiedział a „tak”. Obję ł a się mocno ramionami, wyobraż ają c sobie, ż e to ramiona Harry'ego, i w wyobraź ni dotknę ł a rę ką jego nagiego biodra. Przypuszczał a, ż e na udach ma krę cone, jasne wł osy. Postanowił a pó jś ć do toalety. Moż e przypadkowo Harry też wstanie z ł ó ż ka, poprosi stewarda o drinka albo coś w tym rodzaju? Zał oż ył a szlafrok, rozsunę ł a kotarę i usiadł a na ł ó ż ku. Koja Harry'ego był a szczelnie zasł onię ta. Wsunę ł a stopy w kapcie, po czym wstał a i rozejrzał a się dokoł a. Wszyscy poszli już spać. Zajrzał a do kuchni: był a pusta. Oczywiś cie, przecież stewardzi takż e potrzebowali odpoczynku. Przypuszczalnie drzemali teraz w kabinie numer jeden wraz z wolną od sł uż by czę ś cią zał ogi. Margaret skierował a się w przeciwną stronę. Przechodzą c przez salon minę ł a zatwardział ych karciarzy; siedzieli przy stoliku grają c w pokera i popijają c whisky. Szł a dalej w kierunku ogona maszyny, chwieją c się i zataczają c zgodnie z rytmem podskokó w i przechył ó w samolotu. Podł oga wznosił a się wyraź nie, a mię dzy kabinami trzeba był o pokonywać niskie stopnie. Dwie lub trzy osoby czytał y przy ś wietle nocnych lampek i odsunię tych zasł onach, ale zdecydowana wię kszoś ć pasaż eró w udał a się już na spoczynek. Damska toaleta był a pusta. Margaret usiadł a przed lustrem i spojrzał a na swoje odbicie. Wydał o jej się niemoż liwe, ż eby jakiś mę ż czyzna uznał ją za godną poż ą dania. Miał a niczym nie wyró ż niają cą się twarz, bardzo bladą cerę, oczy w dziwnym odcieniu zieleni. Jedynym atutem był y wł osy - dł ugie, proste, barwy wypolerowanego brą zu. Mę ż czyź ni czę sto zwracali na nie uwagę. Co Harry pomyś lał by o jej ciele, gdyby wpuś cił a go do ł ó ż ka? Mogł y mu się nie spodobać jej duż e piersi; kto wie, czy nie skojarzył yby mu się od razu z macierzyń stwem, wymionami krowy albo czymś jeszcze gorszym. Sł yszał a, jakoby mę ż czyź ni lubili mał e, ję drne piersi w kształ cie kieliszkó w do szampana. Zawsze pragnę ł a być drobnej budowy, jak modelki z Vogue, ale wyglą dał a jak hiszpań ska tancerka. Zakł adają c wieczorową suknię zawsze musiał a najpierw ś cisną ć się gorsetem; jeś li tego nie uczynił a, jej biust koł ysał się i podskakiwał jak szalony. Mimo to Ian uwielbiał jej ciał o. Twierdził, ż e wszystkie modelki przypominają mu lalki. „Jesteś prawdziwą kobietą ”, powiedział któ regoś popoł udnia cał ują c ją w kark i jednocześ nie obiema rę kami gł adzą c po piersiach. Wtedy przez chwilę był a z nich nawet zadowolona. Samolot zaczą ł trzą ś ć się gwał townie. Margaret musiał a chwycić się krawę dzi toaletki, by nie spaś ć z taboretu. Zanim umrę, chciał abym, ż eby ktoś jeszcze choć raz dotkną ł moich piersi - pomyś lał a ż ał oś nie. Kiedy wstrzą sy ustał y, wró cił a do kabiny. Wszystkie koje w dalszym cią gu był y szczelnie zasł onię te. Stał a przez chwilę bez ruchu, mają c nadzieję, ż e Harry odsunie kotarę, ale nie uczynił tego. Spojrzał a wzdł uż przejś cia najpierw w kierunku przodu, a potem tył u samolotu. Ż adnego poruszenia. Cał e ż ycie wszystkiego się bał a. Ale też jeszcze nigdy niczego nie pragnę ł a tak mocno. Potrzą snę ł a kotarą nad ł ó ż kiem Harry'ego. Przez chwilę nic się nie dział o. Nie miał a ż adnego planu. Nie wiedział a, co zrobi ani co powie. Za zasł oną panował a cał kowita cisza. Potrzą snę ł a nią raz jeszcze. Zaraz potem Harry
|